Wojna cukierkowa
Popularność twórczości Brandona Mulla w Polsce wzrasta z
roku na rok. Po publikacji cyklu Baśniobór ukazała się
zbierająca świetne recenzje seria Pozaświatowcy. Teraz
przyszedł czas na nową książkę.
Przyznaję, że dla mnie Wojna cukierkowa jest pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora. Jakoś tak się złożyło, że
wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z jego książkami, ale czytając tak
wiele dobrych opinii o nich, z większą ciekawością sięgnęłam po tę pozycję.
Kolorowa okładka idealnie odzwierciedla treść powieści.
Kompozycja nieco przypomina mi ilustracje lub filmowe plakaty do Piotrusia
Pana – na pierwszym planie unoszą się w powietrzu otoczone cukierkami
dzieci, a w głębi widać uśpione miasteczko. Obrazek został umieszczony na
ciemnoniebieskim tle, natomiast napisy są srebrne. To wszystko sprawia, że
całość ładnie współgra ze sobą i zachęca
do kupna książki.
Fabuła Wojny cukierkowej na pierwszy
rzut oka może się wydawać bardzo prosta i infantylna. Do małego miasteczka
przeprowadza się Nate z rodziną. Chłopiec zaprzyjaźnia się z trójką rówieśników
i wstępuje do ich klubu poszukiwaczy skarbów. W tym samym czasie w Colson
zostaje otwarty niecodzienny sklep ze słodyczami prowadzony przez przemiłą
panią White. Staruszka prosi dzieci o drobne przysługi, a w zamian nagradza je
niezwykłymi cukierkami, które pozwalają latać czy zmieniać postać. Z czasem
zadania stają się coraz bardziej podejrzane, a na domiar złego w miasteczku
pojawia się pan Stott, stary lodziarz, którego słodycze również mają magiczne
właściwości. Dzieci zostają wplątane w niebezpieczną rozgrywkę pomiędzy
czarodziejami, a stawką w niej jest życie i wolność wszystkich mieszkańców tej
małej miejscowości.
Mull posiadł niezwykły talent swobodnego pisania. Jego historia
okazuje się prosta i dla większości czytelników (szczególnie dorosłych)
przewidywalna, jednak język, jakim się posługuje, jest bardzo plastyczny.
Niezwykłość goni niezwykłość, a mnogość magicznych słodyczy występujących w
książce zawstydziłaby nawet pomysłowych braci Weasley.
Bohaterowie nie są zbyt
oryginalni (jeśli oczywiście nie liczyć czarodziejów). Nate początkowo wydaje
się nieco zagubionym chłopcem, Gołąb to niezdarny pasjonat nauki, a Summer jest
dziewczynką, która woli jeździć na rowerze i spędzać czas ze swoimi
przyjaciółmi z klubu, niż z innymi dziewczętami. Dorośli z kolei zostali
opisani bardzo ogólnie (i znów nie dotyczy to czarodziejów) – rodzice Nate’a są
przeciętnymi ludźmi, a matka Gołębia jest wyraźnie nadopiekuńcza w stosunku do
syna. Jedynie postacie pani White i pana Stotta nakreślono dokładniej, ale
autor skupił się na nich raczej po to, by pokazać, że nie wszyscy ludzie są
tacy, jakimi nam się wydają.
Niewątpliwym plusem Wojny cukierkowej jest wymowa powieści.
Autor przestrzega przed pochopnym osądem i obdarzaniem zaufaniem ludzi, którzy
na pierwszy rzut oka na nie zasługują. Dzieci wyciągają z tej książki bardzo
ważną naukę: nie sądź po pozorach i nie ufaj dorosłym, bo mogą mieć niecne
zamiary. Dodatkowo bohaterowie przekonują się jak ważna jest przyjaźń i
obecność osób, na których powinno się całkowicie polegać. Nie wiem czy cała
twórczość Brandona Mulla niesie ze sobą podobne przesłanie, ale za zawarcie go
w tej powieści należą mu się wielkie brawa.
Ciekawostką jest lista tematów do
dyskusji umieszczona na końcu książki. Dzięki niej odbiorcy mogą zastanowić się
nad postępowaniem bohaterów i wyciągnąć własne wnioski. Taki dodatek jest
bardzo pomocny w chwili, gdy uczniowie omawiają książkę w szkole z
nauczycielem, ale także sami w domowym zaciszu mają możliwość by głębiej
przemyśleć przeczytaną treść.
Wojna cukierkowa to wspaniały przykład mądrej literatury dla dzieci
i młodzieży (a i dla niektórych dorosłych również), napisanej lekko i z
humorem, niosącej ze sobą ważne przesłanie i przestrogę. Z niecierpliwością
czekam na drugi tom cyklu, ciekawa kolejnych niezwykłych przygód Nate’a,
Gołębia, Summer i Trevora.
Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka
Hej! Coś dla mnie! Jak się wynudzę już mroczną duszną s-f, to sobie chyba to zaaplikuję! Dzięki!
OdpowiedzUsuń