środa, 26 lutego 2014

"Wojna cukierkowa" Brandon Mull - recenzja

Nie ukrywam, że lubię od czasu do czasu poczytać książkę skierowaną do młodszego czytelnika. Jedną z takich książek jest właśnie poniższa pozycja.

Wojna cukierkowa



Popularność twórczości Brandona Mulla w Polsce wzrasta z roku na rok. Po publikacji cyklu Baśniobór ukazała się zbierająca świetne recenzje seria Pozaświatowcy. Teraz przyszedł czas na nową książkę.

Przyznaję, że dla mnie Wojna cukierkowa jest pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora. Jakoś tak się złożyło, że wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z jego książkami, ale czytając tak wiele dobrych opinii o nich, z większą ciekawością sięgnęłam po tę pozycję.

Kolorowa okładka idealnie odzwierciedla treść powieści. Kompozycja nieco przypomina mi ilustracje lub filmowe plakaty do Piotrusia Pana – na pierwszym planie unoszą się w powietrzu otoczone cukierkami dzieci, a w głębi widać uśpione miasteczko. Obrazek został umieszczony na ciemnoniebieskim tle, natomiast napisy są srebrne. To wszystko sprawia, że całość  ładnie współgra ze sobą i zachęca do kupna książki.

Fabuła Wojny cukierkowej na pierwszy rzut oka może się wydawać bardzo prosta i infantylna. Do małego miasteczka przeprowadza się Nate z rodziną. Chłopiec zaprzyjaźnia się z trójką rówieśników i wstępuje do ich klubu poszukiwaczy skarbów. W tym samym czasie w Colson zostaje otwarty niecodzienny sklep ze słodyczami prowadzony przez przemiłą panią White. Staruszka prosi dzieci o drobne przysługi, a w zamian nagradza je niezwykłymi cukierkami, które pozwalają latać czy zmieniać postać. Z czasem zadania stają się coraz bardziej podejrzane, a na domiar złego w miasteczku pojawia się pan Stott, stary lodziarz, którego słodycze również mają magiczne właściwości. Dzieci zostają wplątane w niebezpieczną rozgrywkę pomiędzy czarodziejami, a stawką w niej jest życie i wolność wszystkich mieszkańców tej małej miejscowości.

Mull posiadł niezwykły talent swobodnego pisania. Jego historia okazuje się prosta i dla większości czytelników (szczególnie dorosłych) przewidywalna, jednak język, jakim się posługuje, jest bardzo plastyczny. Niezwykłość goni niezwykłość, a mnogość magicznych słodyczy występujących w książce zawstydziłaby nawet pomysłowych braci Weasley.

Bohaterowie nie są zbyt oryginalni (jeśli oczywiście nie liczyć czarodziejów). Nate początkowo wydaje się nieco zagubionym chłopcem, Gołąb to niezdarny pasjonat nauki, a Summer jest dziewczynką, która woli jeździć na rowerze i spędzać czas ze swoimi przyjaciółmi z klubu, niż z innymi dziewczętami. Dorośli z kolei zostali opisani bardzo ogólnie (i znów nie dotyczy to czarodziejów) – rodzice Nate’a są przeciętnymi ludźmi, a matka Gołębia jest wyraźnie nadopiekuńcza w stosunku do syna. Jedynie postacie pani White i pana Stotta nakreślono dokładniej, ale autor skupił się na nich raczej po to, by pokazać, że nie wszyscy ludzie są tacy, jakimi nam się wydają.

Niewątpliwym plusem Wojny cukierkowej jest wymowa powieści. Autor przestrzega przed pochopnym osądem i obdarzaniem zaufaniem ludzi, którzy na pierwszy rzut oka na nie zasługują. Dzieci wyciągają z tej książki bardzo ważną naukę: nie sądź po pozorach i nie ufaj dorosłym, bo mogą mieć niecne zamiary. Dodatkowo bohaterowie przekonują się jak ważna jest przyjaźń i obecność osób, na których powinno się całkowicie polegać. Nie wiem czy cała twórczość Brandona Mulla niesie ze sobą podobne przesłanie, ale za zawarcie go w tej powieści należą mu się wielkie brawa.

Ciekawostką jest lista tematów do dyskusji umieszczona na końcu książki. Dzięki niej odbiorcy mogą zastanowić się nad postępowaniem bohaterów i wyciągnąć własne wnioski. Taki dodatek jest bardzo pomocny w chwili, gdy uczniowie omawiają książkę w szkole z nauczycielem, ale także sami w domowym zaciszu mają możliwość by głębiej przemyśleć przeczytaną treść.

Wojna cukierkowa to wspaniały przykład mądrej literatury dla dzieci i młodzieży (a i dla niektórych dorosłych również), napisanej lekko i z humorem, niosącej ze sobą ważne przesłanie i przestrogę. Z niecierpliwością czekam na drugi tom cyklu, ciekawa kolejnych niezwykłych przygód Nate’a, Gołębia, Summer i Trevora.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

1 komentarz:

  1. Hej! Coś dla mnie! Jak się wynudzę już mroczną duszną s-f, to sobie chyba to zaaplikuję! Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.