piątek, 27 marca 2015

"Kompleks 7215" Bartek Biedrzycki - recenzja

Znak czasów


Literatura postapokaliptyczna z roku na rok ma się coraz lepiej. Dla mnie wciąż wielką niewiadomą jest przyczyna tej rosnącej popularności. Szlaki przetarł Dmitry Glukhovsky, tworząc uniwersum Metro 2033, a od niedawna wydawnictwo Fabryka Słów konsekwentnie publikuje kolejne części serii Fabryczna zona. Tytuły samych książek można wymieniać niemal bez końca, ale w trend wpisują się również gry komputerowe. Dlaczego świat po nuklearnej zagładzie wzbudza tak wielkie zainteresowanie? Czy znów mamy do czynienia z gorączką podobną do tej, jaka opanowała świat w czasach Zimnej Wojny? Strachem przed wojną totalną i ostateczną? Trudno powiedzieć.

Kompleks 7215 Bartka Biedrzyckiego doskonale wpasowuje się w ogólny nurt powojennych historii. Główny bohater, Borka, jest świetnym stalkerem, najemnikiem-intelektualistą. Przemierza warszawskie metro i zrujnowane miasto, a w każdej wyprawie przyświeca mu jeden cel: odnalezienie ojca. W końcu podejmuje się szaleńczej misji dotarcia do ukrytej w Puszczy Kampinowskiej tytułowej Atomowej Kwatery Dowodzenia (która istnieje naprawdę). Aby do niej dotrzeć, wraz z kilkoma współpracownikami, przemierza kolejne stacje metra tworzące mikropaństwa rządzące się różnymi prawami.

Czytając powieść Biedrzyckiego, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko już było. Wędrówka Borki przypomina drogę, którą przemierzał Artem w pierwszym tomie cyklu Glukhovskiego. Choć ich cele są odmienne, to jednak światy, w jakich żyją, są do siebie bardzo podobne. Frakcje, sojusze, odmienne systemy polityczne wdrażane na różnych stacjach… Nawiązania nie są może zbyt rażące, jednak żałuję, że autor nie odciął się od schematu narzuconego przez Metro 2033, bo lektura na pewno byłaby ciekawsza.

Narracja prowadzona jest dwutorowo. Z perspektywy Borki poznawałam aktualne zdarzenia i obecną sytuację mieszkańców metra. Natomiast wypadki sprzed Zagłady przedstawione zostały okiem jego ojca, który pracował przy budowie tajnej wojskowej bazy.

Minusem książki jest sposób, w jaki autor opisuje przeszłość. Często rozdział rozpoczyna się w czasie teraźniejszym, potem nagle przechodzi do retrospekcji (nawet, gdy mówi tylko o wydarzeniach z dnia poprzedniego) i znów wraca na bieżące tory. Czasami miałam wrażenie, że przywołanie przeszłości wprowadzane jest bez ładu i składu w zupełnie przypadkowym miejscu. Przykładowo, po wizycie na terenie Białej Rzeszy akcja nagle przeskakuje o trzy dni wcześniej i dopiero po przeczytaniu kilku zdań odkryłam, że to wspomnienie rozmowy Borki z jednym ze stalkerów. Rozumiem, że taka narracja jest uzasadniona w przypadku wydarzeń sprzed Zagłady (i wtedy doskonale wpisuje się w fabułę), jednak zupełnie niepojęte jest dla mnie wprowadzanie tego stylu, odnosząc się do epizodów mających miejsce dzień lub dwa wcześniej.

Bohater każdej powieści powinien pchać akcję do przodu, skupiać na sobie uwagę czytelnika. Niestety, w tym przypadku tak nie jest. Wiele dowiedziałam się o Borce, o jego umiejętnościach i przeszłości, ale tak naprawdę nie wiem, jaki to człowiek – dobry czy zły, kochający czy obojętny. Biedrzycki potraktował ludzi nieco po macoszemu i zamiast stworzyć wiarygodne psychologicznie postacie, zrobił z nich nieco komiksowych i płytkich bohaterów. Zamiast na nich, skupił się na kolejnych etapach wędrówki, przedstawieniu polityki sprawowanej przez lokalne władze. Tu muszę przyznać, że opisy walk czy zmutowanych stworów (ogromny kret, lupiny czy hekatonchejr) są bardzo plastyczne i przekonywujące, jednak to zdecydowanie za mało, by zachęcić mnie do ponownej lektury książki.

W Kompleksie 7215 oprócz historii Borki, znajdują się także dwa krótkie teksty osadzone w realiach postapokaliptycznej Warszawy. W I tak warto żyć autor umiejętnie buduje napięcie i poczucie zagrożenia, a sam tekst przypomina opowieść z elementami horroru. Niestety, zakończenie skutecznie zburzyło pieczołowicie budowany klimat. Z kolei Ostatnia posługa jest bardzo ciekawą historią zawierającą gorzką prawdę: ludzie nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości i zaakceptować faktu, że ich czas przeminął, a świat potrzebuje kolejnej, doskonalszej formy życia.

Mimo wielu wad Kompleks 7215 to jednak udany debiut literacki. Biedrzycki potrafi przekonująco pisać, często także puszcza oko do czytelnika, bawiąc się jego znajomością popkulturalnych terminów (na przykład nazwy niektórych stworów nawiązują do Gwiezdnych wojen czy twórczości Tolkiena, a jeden z bohaterów czyta książkę Piter). Powieść zapewni kilka godzin godziwej rozrywki w długie zimowe wieczory przenosząc w świat, który – mam ogromną nadzieję – nigdy nie stanie się realny.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

1 komentarz:

  1. Tematyka mnie intryguje, seria też, ale za każdym razem jak czytam jakąś recenzję utwierdzam się w przekonaniu, że jest trochę innych, lepszych pozycji i lepiej, bym sięgnęła po nie.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obraźliwe będą usuwane.