wtorek, 20 sierpnia 2013

"One Ring to rule them all", czyli kolejne kaligraficzno-iluminatorskie wyzwanie

Jak pisałam w ostatnim poście, przyszedł czas na bardziej wymagającą pracę. Postanowiłam wreszcie zrealizować dawny pomysł o wykaligrafowaniu najsłynniejszego wiersza z "Władcy Pierścieni", a całość ozdobić ciekawymi bordiurami. Praca zajęła mi trzy dni (no, nie całe oczywiście), ale warto było, bo efekt jest naprawdę świetny.

Pracę rozpoczęłam od zrobienia szkicu wstępnego ołówkiem na podzielonej już kartce (papier A4 o gramaturze 200 - biały i bardzo gładki). Musiałam sprawdzić, czy wszystko ładnie się komponuje i ile tekstu zmieści się w jednej linijce. Szkic wstępny wyglądał tak:


Drugi etap to rysowanie bordiur. Postanowiłam, że z lewej strony ozdobię pracę drzewem (kojarzącym się z elfami), a z prawej będzie groźnie wyglądająca wieża Saurona, Barad-Dur. Oba rysunki mają na celu podkreślenie wymowy wiersza - z jednej strony Pierścienie elfów, które wykorzystywały je do tworzenia piękna i czynienia dobra, z drugiej - złowrogi Pierścień Jedyny mający władzę nad pozostałymi i niszczący.


Kolejny etap to poprawianie konturów. Do kaligrafii użyłam atramentu kaligraficznego (jest gęstszy niż zwykły i świetnie się rozprowadza), a resztę pociągnęłam tuszem akrylowym (bardzo dobrze się rozprowadza).


Po wyschnięciu konturów mogłam zacząć wymazywać linie pomocnicze i wypełniać rysunki. Literę "T" pokryłam szlagmetalem, natomiast resztę wypełniłam tuszami akrylowymi (bardzo ładnie rozprowadzają się za pomocą pędzelków). Twierdza Barad-Dur pomalowana jest mieszanką czarnego i srebrnego tuszu, co dało niezły efekt.


Na koniec domalowałam listki do drzewa (każdy listek jest złoty) i oko Saurona (wbrew pozorom sprawiło mi chyba najwięcej trudności). Całość wygląda naprawdę ładnie.


Teraz muszę tylko dobrać odpowiednią ramkę i powiesić pracę w bibliotece :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Nowe wyzwanie: malowanie na szkle

Od kilku miesięcy chodziła za mną myśl, by wreszcie spróbować swych sił w malowaniu na szkle. Bardzo podobają mi się takie prace, a moja chęć spróbowania swych sił w tej dziedzinie rękodzieła wzrosła po obejrzeniu prac Jian Guo, który wypełnia je scenami z dzieł Tolkiena (możecie je obejrzeć TUTAJ).
Ja nie mam takiego talentu, ale z kolei mnie zainspirował Jian Guo i z jego pracy ("Palace of King Theoden") wybrałam jeden mały motyw konia, by nauczyć się nowej techniki.

Pierwszym etapem było narysowanie zwierzęcia w odpowiedniej skali na papierze (nie szłam na łatwiznę i go nie drukowałam). Nie chciałam rzucać się z motyką na słońce i od razu robić czegoś większego, bo nie wiedziałam, czy mi się to spodoba, czy też nie. Miałam mały kawałek szkła, więc nie szalałam zbytnio z projektem. Sam koń na zielonym tle na początek wystarczy.

Po narysowaniu konia na kartce, przykleiłam taśmą dwustronnie klejącą szkło i zabrałam się za rysowanie konturów. Wydawałoby się to proste, ale takie nie jest. Na szczęście po wyschnięciu farbę konturową można zdrapać ostrym nożykiem i nałożyć ponownie.


Kolejny etap to wypełnianie konturów kolorem. Moje farby były dość rzadkie, więc zdecydowałam się najpierw nałożyć cienką warstwę podkładową, a dopiero po jej wyschnięciu nakładać pędzlem właściwą warstwę koloru. Efekt jest o wiele lepszy niż w przypadku jednej tylko warstwy.


Obrazek (wielkości pocztówki) wisi teraz w ramce nad moim łóżkiem.



Myślę, że jak na pierwszą pracę nie wyszło źle. W sumie nie jest to trudna technika (kaligrafia czy iluminatorstwo jest bardziej pracochłonne i wymaga większej uwagi) i chyba najwięcej problemów sprawia równomierne nałożenie konturów. Mimo tego spodobało mi się malowanie na szkle i teraz chodzi za mną prawdziwe wyzwanie - ozdobnie okien na naszej werandzie. Mamy dziesięć wąskich i dość wysokich szyb, które aż się proszą o jakiś wzór. Ale to na razie mój plan, do którego muszę przekonać opornego męża...

A na koniec niezmiennie zapraszam do odwiedzania podstrony Inne Teksty, na której co jakiś czas pojawiają się nowe recenzje i opowiadania. A chętnych do zaopatrzenia się w miodowe mydełko, o którym pisałam tutaj i tutaj zachęcam do kontaktu (mail, facebook lub komentarz).

czwartek, 15 sierpnia 2013

Iluminatorstwo - trzy celtyckie psy

Dwa miesiące temu brałam udział w warsztatach kaligrafii i iluminatorstwa w Gnieźnie, na których poznałam podstawowe techniki zdobienia manuskryptów. Warsztaty niestety trwały tylko jeden dzień, ale wiele się w tym czasie nauczyłam. Teraz wreszcie znalazłam czas na wykonanie pierwszej w pełni samodzielnej pracy. Mój wybór padł na celtycki motyw trzech psów w kręgu chwytających własne ogony.
Do pracy wybrałam papier Canson o gramaturze 160. Wersję podstawową najpierw skopiowałam ołówkiem, a potem pociągnęłam czarnym tuszem (naprawdę rewelacyjny Manuscript Acrilic Artists Ink).


Po wyschnięciu tuszu wymazałam ołówkowe kreski, zrobiłam ramkę i zaczęłam nakładać klej do złocenia. Z mikstonem jest niestety taki problem, że jest bezbarwny i nie widać, czy w danym miejscu został już nałożony czy też nie.


Następny etap jest najtrudniejszy - złocenie. Szlagmetal ma taką właściwość, że jest bardzo cienki i łatwo się rwie. Do tego nietrudno przy nakładaniu o marszczenie się i zagięcia. Ale przynajmniej wiem już teraz, jak prawidłowo nakładać złoto by uniknąć defektów i następnym razem wszystko powinno być ok.


Po złoceniu przychodzi czas na polerowanie. I tu nauczyłam się czegoś nowego - lepiej nie używać wacików, bo drobinki waty przyklejają się do resztek kleju. Chusteczki higieniczne są bardziej zwarte i lepsze.



Gdy już udało mi się jako tako wypolerować złoto, zaczęłam nakładać pigment. Użyłam zieleni kobaltowej. Aby efekt był jak najlepszy, nałożyłam trzy warstwy rozrobionego pigmentu: pierwszą bardzo wodnistą jako podkład, drugą nieco gęstszą, a trzecią już wykończeniową.
Po wyschnięciu pigmentu mogłam kończyć pracę. Wszystkie linie raz jeszcze poprawiłam czarnym tuszem (wiem, że ciekawszy efekt dałoby nałożenie tuszu czerwonego, ale takiego jeszcze nie mam) i wyretuszowałam ubytki. Całość po ukończeniu wygląda tak:


Kolejnym wyzwaniem, jakiego chcę się podjąć, jest połączenie kaligrafii z iluminatorstwem i wykonanie jakiejś ciekawej pracy łączącej obie techniki (na razie szukam odpowiedniego tekstu). A na razie dam sobie odpocząć od tego i zabieram się za malowanie na szkle - pierwszy wzór już jest wybrany :)


niedziela, 11 sierpnia 2013

Mydło miodowe - jest już gotowe!

Miesiąc temu pisałam Wam o domowej produkcji mydła (o całym procesie możecie poczytać TUTAJ). Dzisiaj chcę Wam zaprezentować produkt finalny, gotowy do użycia.

Mydło bardzo ładnie dojrzało i nabrało charakterystycznego miodowego koloru. W czasie mycia nie pieni się, co jest charakterystyczną właściwością mydeł zawierających oliwę z oliwek (jesteśmy przyzwyczajeni do pieniącego się mydła, ale to tylko świadczy o jego sztuczności i ilości wykorzystanych w produkcji detergentów). Poza tym mydło bardzo dobrze nawilża skórę.

Na zdjęciu poniżej widać opakowane mydło i przygotowanie do wykonywania etykiet. Oczywiście nie mogłam pozwolić odebrać sobie przyjemności ich ręcznego wypisywania i wypróbowania nowych zabawek: stalówki Mitchella i atramentu Rohrer & Klingner o wdzięcznej nazwie koloru scabiosa (driakiew). Mój mąż zaproponował nazwę - Miodowa Nuta - a ja wykonałam resztę.



Każda etykietka na kostce ma także informację o składzie mydła.


Jeśli ktoś z Was byłby chętny do zaopatrzenia się w takie mydełko (a bardzo je polecam, bo jest naprawdę świetne), to zapraszam do kontaktu ze mną - albo na maila, albo przez facebooka, albo po prostu poprzez komentarz pod postem.

sobota, 3 sierpnia 2013

Kalendarz ścienny - sierpień

W tym miesiącu udało mi się dość szybko zrobić nową kartę kalendarza. W końcu poszłam po rozum do głowy i wcześniej przygotowałam szablon karty - pozostało tylko uzupełnić go jakimś motywem przewodnim i dopisać sentencję.
Sierpień to jeszcze wakacje, czas urlopów, a także trwająca już fala upałów. A więc nie powinno dziwić, że wybrałam wodę. Mamy łódki, łowienie ryb, fale... Ale to także czas przygotowywania przetworów, stąd słoiki, ogórki i inne warzywa.


Sierpniowa sentencja jest wyjątkowo długa i wpisuje się w wypoczynkowy nastrój miesiąca. Pochodzi ona z przezabawnej książki "Trzech panów w łódce nie licząc psa" Jeroma K. Jeroma, pełnej anegdot i angielskiego humoru. Polecam ją wszystkim miłośnikom wszelakich rzecznych spływów, a także wielbicielom absurdalnego poczucia humoru.

Na deser dorzucam zdjęcie mojego tymczasowego warsztatu (niestety, musi on zniknąć, bo to stół w jadalni). Od kilku dni jestem dumną posiadaczką kilku nowych atramentów i tuszy oraz zestawu do iluminatorstwa i teraz obmyślam nowe projekty, które chciałabym wykonać, najlepiej łączące kaligrafię z iluminatorstwem właśnie. Pomysłów mam wiele i problem w tym, że nie wiem, od którego zacząć. Ale na pewno wkrótce pochwalę się nowymi dziełami.