piątek, 29 listopada 2013

Domowe mydło 2 - Mydło Świąteczne

Dzisiejszy post będzie krótki.

Już niedługo Boże Narodzenie. Wśród wielu rzeczy, które kojarzą mi się z tymi świętami są m.in. pomarańcze. Ich zapach i smak to niemal taka sama tradycja jak choinka czy prezenty. Dlatego postanowiliśmy z mężem zrobić nowe mydło, które związane byłoby z tymi świętami.

Proces produkcji przebiegał w taki sam sposób, jaki opisałam w tym poście, z tą tylko różnicą, że zamiast miodu dodaliśmy otartą skórkę z pomarańczy i szczyptę świeżego cynamonu. Zapach i wygląd pokrojonych kostek są fantastyczne - fragmenty skórki nie osiadły na dole (czego się obawialiśmy), ale bardzo ładnie rozprowadziły się po całej ich szerokości. Teraz mydło dojrzewa i mamy tylko nadzieję, że proces zmydlania zakończy się tuż przed świętami. A ja wkrótce zabieram się za wypisywanie etykietek, które Wam na pewno zaprezentuję na blogu.

wtorek, 26 listopada 2013

"Alicja" Jacek Piekara (audiobook) - recenzja

Dzisiaj recenzuję pierwszy tom "Alicji" Jacka Piekary, który został wydany w formie audiobooka. Czy warto go posłuchać? Przekonajcie się sami.

Lolita z Krainy Czarów


Moja dotychczasowa przygoda z twórczością Jacka Piekary zamykała się wyłącznie w cyklu inkwizytorskim. Podobnie rzecz się miała z audiobookami – wspaniała interpretacja tekstów w wykonaniu Jacka Zadury sprawiła, że z największą przyjemnością słuchałam kolejnych tomów przygód Mordimera Madderdina.

Dysponując już pewnym doświadczeniem z nagraniami twórczości Piekary, z niejaką obawą podchodziłam do wysłuchania Alicji i Miasta Grzechu, pierwszej części dylogii o Alicji (drugi tom Alicja i Ciemny Las w wersji audio ma ukazać się w najbliższym czasie), tym bardziej, że wcześniej książki nie czytałam i nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.

Głównym bohaterem powieści jest Aleks, około czterdziestoletni mężczyzna, który porzucił pracę dziennikarza i zaczął parać się scenopisarstwem. Przez dwa lata stara się poprawić swój scenariusz zgodnie z radami wydawców i recenzentów, ale wciąż bez sukcesu. Aleks uważa się za człowieka, który nie wyznaje żadnych wartości, pesymistycznie patrzy na swoje życie i widzi przyszłość wyłącznie w czarnych barwach. Ze względu na żałosny stan finansów wynajmuje miniaturową kawalerkę w mało reprezentatywnej dzielnicy miasta. Traf chce, że grupa dziewczynek obiera sobie podwórko kamienicy, w której mieszka Aleks, za miejsce do przesiadywania, słuchania głośnej muzyki i grania w różne gry. Pewnego dnia mężczyznę odwiedza Alicja – dziewczynka chce przeprosić za stłuczoną w czasie zabawy szybę. I od tej pory jego życie diametralnie się zmienia.

Wydawać by się mogło, że Jacek Piekara chce nam zaserwować drugą Lolitę, ale z wątkami nadprzyrodzonymi. Nie do końca jednak tak jest. Początkowo historia Aleksa wygląda na jedną z wielu podobnych opowieści, ale z czasem staje się na tyle niebanalna, że zaczyna być interesująca i przede wszystkim wciągająca. Z kolei Alicja to nadzwyczaj tajemnicza osóbka, o której niewiele wiadomo, a chciałoby się wiedzieć więcej. Niezwykłość dziewczynki i jej relacji z trzykrotnie starszym mężczyzną doprawiona szczyptą pikanterii, niesamowitych zbiegów okoliczności, a także elementami grozy sprawiają, że powieść jest fascynująca i jedyna w swoim rodzaju.

Na uwagę zasługuje sposób prowadzenia narracji. Całą historię poznałam z perspektywy Aleksa. Taki sposób opowiadania ogranicza odbiór dzieła przez czytelnika – czy też w tym przypadku słuchacza – do jednej tylko osoby, jednak dzięki temu uzyskuje się większe spektrum odczuć danej postaci. Prosty, przejrzysty język, jakim posługuje się główny bohater, ułatwia odbiór. To też cecha warsztatu Jacka Piekary – płynnie snuje opowieść, wtrącając od czasu do czasu charakterystyczne dla niego zwroty czy wulgaryzmy, które nie rażą aż tak bardzo jak w przypadku wielu innych książek. Dodatkowo Aleks nie stroni od swobodnych retrospekcji – niekiedy wydają się one zdradzać przebieg wypadków, jednak z czasem okazują się one być zwodnicze. To właśnie pozwala spojrzeć na wiele spraw z innego punktu widzenia, nadać im odpowiedni stopień ważności.

Narracja pierwszoosobowa wydaje się wręcz stworzona do nagrania audiobooka. Niestety, moim zdaniem wybór Tomasza Sobczaka nie był najlepszym pomysłem. Aktor ma zbyt monotonny głos, by przykuć uwagę słuchacza na dłużej. Być może jest to wynik jego interpretacji Aleksa, który jawi się jako człowiek pogodzony z losem, pesymistycznie nastawiony do świata i jednostka przegrana. Jednak mnie takie oddanie cech głównego bohatera nie do końca przekonuje, tym bardziej, że pozostałe postacie również nie są zbyt dobrze przez pana Sobczaka oddane.

Na zakończenie kilka słów o oprawie wizualnej audiobooka. Ilustracja autorstwa Piotra Cieślińskiego świetnie oddaje charakter książki – nastoletnia dziewczynka trzyma w rękach rozbite lustro, w którym odbija się zarys dorosłego mężczyzny. Niemal cała postać Alicji jest schowana za zwierciadłem, co nadaje jej tajemniczości; uwagę przykuwają przede wszystkim jej duże jasne oczy i włosy spięte w dziewczęce kucyki. Okładka stylistycznie nawiązuje do pierwszego wydania powieści wypuszczonego na polski rynek przez wydawnictwo Fabryka Słów, które zawierało oba tomy cyklu. Jest to nieco mylące, ponieważ na płycie nie zaznaczono, że to tylko pierwsza część opowieści i chociaż można ją traktować jako odrębną, zamkniętą całość, taka informacja na pewno byłaby bardzo pomocna.

Alicję w wersji audio polecam nie tylko wielbicielom cyklu inkwizytorskiego, dla których tak odmienna tematycznie powieść Jacka Piekary będzie zapewne zaskoczeniem, ale również czytelnikom szukającym w literaturze fantastycznej czegoś nowego, o nieco poważniejszej tematyce.


Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka

piątek, 22 listopada 2013

"Sezon burz", Andrzej Sapkowski - recenzja

Po przerwie spowodowanej przyjściem na świat naszego Ksenomorfiątka, wracam z nową recenzją. Dzisiaj tekst o najnowszym hicie polskiego rynku fantastycznego.

Powrót do przeszłości



Wieść o tym, że Andrzej Sapkowski napisał nową powieść osadzoną w uniwersum wiedźmina, lotem błyskawicy obiegła portale i fora internetowe i zelektryzowała fanów Białego Wilka. Nic w tym dziwnego, wszak Geralt z Rivii to chyba najpopularniejszy bohater polskiej literatury fantastycznej ostatnich lat.

Na fali sukcesu gier komputerowych, a także informacji o zapowiadanym na przyszły rok komiksie, który ma ukazać się nakładem wydawnictwa Dark Horse, nowa książka nie powinna dziwić. A jednak była naprawdę dużym zaskoczeniem, tym bardziej, że jej powstanie trzymano w ścisłej tajemnicy, a informacje o Sezonie burz podano dopiero na dwa tygodnie przed premierą.

Czy warto było czekać tyle lat na powrót do książkowego świata wiedźmina? Moja odpowiedź brzmi i tak i nie. Z jednej strony dostajemy to, co tak dobrze znamy. Geralt z wiedźmińskim wdziękiem ubija kolejne potwory (i to nie tylko dziwne stworzenia), wplątuje się w romans z czarodziejką i polityczne intrygi. Nie zabrakło również niezrównanego Jaskra, krasnoluda (proszę nie ulegać stereotypom na temat tej rasy!), czarodziejów i ich niezbyt legalnych eksperymentów, a także całej gamy malowniczych monstrów (z naprawdę niezwykłą aguarą na czele). Całość napisana została w charakterystyczny dla Sapkowskiego sposób – barwnie, miejscami dosadnie, z ironią i humorem.

Z drugiej strony jednak Sezon burz to książka, która nie wnosi zbyt wiele nowego i gdyby nie powstała, tragedii by nie było. W czasie lektury odnosiłam wrażenie, że to wszystko przecież już widziałam: kolejne zlecenia, które okazują się mieć drugie dno, kolejne miłostki Geralta i wredni czarodzieje, którzy tylko czyhają na błąd wiedźmina. Cała intryga skonstruowana została niczym gra komputerowa – główny bohater wykonuje kolejne zadania i przerzucany jest z jednej lokacji do kolejnej. Dopiero pod koniec autorowi udało się w jakiś w miarę sensowny sposób spiąć całą fabułę; wcześniej wydawało mi się, że jest to raczej zbiór luźno powiązanych ze sobą opowiadań, niż pełnowymiarowa powieść.

Cykl wiedźmiński należy do moich ulubionych, był zresztą jedną z pierwszych serii fantastycznych, jakie przeczytałam, i niejako wprowadził mnie w świat fantasy. Dlatego mam do niego niebywały sentyment. I może w tym leży jednocześnie jego siła i słabość – przygody Geralta idealnie sprawdzają się w roli furtki dla nowych czytelników wiodącej w głąb fantastycznej literatury. Dostrzegłam jednak, że z biegiem czasu i ilością przeczytanych książek, w perypetiach Białego Wilka zaczynam widzieć drobne luki i niedociągnięcia, a z samego cyklu poniekąd wyrosłam. Owszem, ten świat nadal mnie fascynuje, nadal w pewnym stopniu zachwyca, ale jednak w ciągu lat, jakie minęły od ukazania się ostatniego tomu, powstało tak wiele świetnych powieści, że tamten świat blednie na ich tle. A Sezon burz nie sprawił niestety, że kolory powracają – tylko na krótką chwilę stały się znów żywsze.

sobota, 2 listopada 2013

Kalendarz ścienny - listopad

Póki co, jestem jeszcze w domu. Oczekiwanie na narodziny naszego potomka przedłużają się, a te chwile czekania wykorzystuję jak tylko się da. I udało mi się zrobić nową kartę kalendarza.

Listopadową kartę zdominowały kolorowe jesienne liście. Co prawda, w moim ogrodzie liście opadły już w październiku, no ale w końcu to dopiero teraz mamy "list-opad", więc liście są teraz bardziej na miejscu.


Dodatkowe elementy oraz cytat związane są z pięćdziesięcioleciem serialu "Doctor Who". Akurat w tym miesiącu zostanie wyemitowany jubileuszowy odcinek specjalny, stąd na kalendarzu znalazła się TARDIS i Dalek. A cytat pochodzi z serii z Dziesiątym Doktorem i traktuje - jakże by inaczej - o książkach.

Na koniec proszę Was o trzymanie za nas kciuków, żeby w szpitalu wszystko poszło gładko. A następnego posta mam nadzieję pisać już jako szczęśliwa mama :)

piątek, 1 listopada 2013

"Odwrócony Mag", Aleksandra Szałek - recenzja

Pierwsza listopadowa recenzja dotyczy książki z dość popularnego gatunku romansów paranormalnych. Nie gustuję w tego typu powieściach, ale tej książce chciałam dać szansę. Jak wyszło, przeczytajcie sami.

A mogło być tak pięknie...


Romanse paranormalne cieszą się wielką popularnością wśród kobiet w różnym wieku, ale czy słusznie – nie mnie to osądzać, bo o gustach się nie dyskutuje. Nigdy nie należałam do wielbicielek tego typu literatury, aczkolwiek o aniołach, demonach, wampirach i innych nadprzyrodzonych istotach lubię czytać. I z przykrością muszę wyznać, że lektura powieści Aleksandry Szałek utwierdziła mnie w przekonaniu, że paranormal romance zdecydowanie nie jest dla mnie.

Przyznam, że sugestywna okładka bardzo mnie zaintrygowała. Ilustracja przedstawiająca nogi tancerki baletowej oraz rozsypane karty z talii tarota, utrzymana w ciemnej tonacji i na czarnym tle, zapowiada mroczną i pełną tajemnic historię i świetnie obrazuje tytuł powieści. Podobnie rzecz się ma z blurbem, z którego można wyczytać zarys interesującej fabuły. Niestety, na tym kończą się plusy Odwróconego Maga.

O czym traktuje powieść? Główna bohaterka, Julie, marzy o tym, aby zostać tancerką baletową. Pochodzi z małej miejscowości położonej gdzieś w Stanach Zjednoczonych, ale udaje jej się wyjechać na studia do Nowego Jorku. W akademiku poznaje córkę słynnego i uznanego tancerza, Alice, i niemal natychmiast się z nią zaprzyjaźnia. Gdy pewnego dnia dziewczyny wracają z koncertu, na drodze spotykają światowej sławy gwiazdę kina – Patricka Vernera, który, ku zaskoczeniu głównej bohaterki, zaprasza ją na randkę. Jednak chłopak nie pojawia się o umówionej godzinie, a Julie staje się świadkiem groźnego wypadku. Dziewczyna cudem ratuje małe dziecko, a dzięki podobnym wydarzeniom powoli odkrywa, że ma nadprzyrodzone zdolności i potrafi przywracać ludziom życie.

Dalszego ciągu tej historii można się bez trudu domyślić, nie potrzeba do tego nawet kart tarota. Szara myszka dostaje główną rolę w ważnym przedstawieniu, przystojny aktor skrywa mroczną tajemnicę i chociaż finał jest naprawdę zaskakujący, to jednak całość została napisana w taki sposób, że nie wzbudziła we mnie żadnych innych emocji oprócz irytacji.

Irytacja i rozdrażnienie to uczucia, które towarzyszyły mi w czasie tej lektury niemal bez przerwy. Główna bohaterka jest sztampowa, nijaka i denerwująca. Zachowuje się infantylnie i naiwnie, co zresztą okazuje się cechą wspólną niemal wszystkich postaci w tej książce. Jak na zahukaną szarą myszkę Julie doskonale wpasowuje się w studenckie życie – taka przemiana wydaje mi się zbyt sztuczna i nieprawdopodobna. Z kolei Patrick zachowuje się tak, jak można się po nim spodziewać – rzuca powłóczyste spojrzenia, jest małomówny i oczywiście szaleją za nim wszystkie dziewczyny. Już zbyt wiele było tego typu postaci w literaturze, by w jakikolwiek sposób zainteresować czytelnika, szczególnie dorosłego.

Nie lepiej wygląda fabuła. Większość wydarzeń łatwo przewidzieć, a dialogi są drewniane i nienaturalne. Moim zdaniem najgorszy jest jednak sposób prowadzenia narracji. Autorka zastosowała zabieg podwójnej narracji, jednak nie wyszło to zbyt dobrze. Większość faktów czytelnik ogląda z perspektywy Julie – przedstawia je ona w pierwszej osobie. Czytając, poznałam więc nie tylko wydarzenia, które są jej udziałem, ale także myśli i odczucia. Jednak rozdział następujący po pierwszoosobowej narracji jest już pisany z perspektywy osoby trzeciej – teoretycznie ma to przedstawiać odczucia i przemyślenia Patricka. I tu autorka popełnia jeden z największych błędów – powiela (dosłownie!) sceny i dialogi, w których występują Julie i Verner. Uważam, że miałoby to sens, gdyby relacja chłopaka była pierwszoosobowa i czytelnicy mieliby wgląd w jego umysł. W przypadku używania osoby trzeciej jest to kompletnie bezsensowny zabieg, ponieważ uczucia tego bohatera potraktowane są bardzo powierzchownie.

Czytając Odwróconego Maga, odniosłam nieodparte wrażenie, że powieść pisała nastolatka. Wydarzenia, uczucia, opisy postaci są do bólu sztampowe, a jednocześnie infantylne i przedstawione powierzchownie. W momentach, gdy wydawało się, że autorka rozwinie postać czy jakąś myśl, tak się nie działo. Nie wiem, do jakiej grupy wiekowej skierowana została ta książka (na okładce zamieszczono informację, że jest to Literatura Kobieca), ale jeśli nawet odbiorcami miałyby być trzynasto- czy piętnastolatki, to powiem szczerze, że czytałam o wiele lepsze i poważniejsze książki skierowane do takiej grupy wiekowej.

Odwrócony Mag niewątpliwie prezentował potencjał na powieść może nie wybitną, ale dobrą. Niestety, został on zmarnowany przez wszechobecny chaos i nadmierną naiwność oraz uproszczenia, jakie Aleksandra Szałek zastosowała.


Starałam się dostrzec dobre strony książki, ale z przykrością stwierdzam, nie udało mi się. Powieści nie polecam nikomu, chyba że żarliwym wielbicielkom romansów paranormalnych, które są w stanie przełknąć każde rozwiązania fabularne i naiwność bohaterów. Ja jednak wymagam od literatury (nawet romansów) nieco więcej.

Recenzja ukazała się na portalu Efantastyka