niedziela, 27 stycznia 2013

Gwiezdnowojenne zakładki

W jednym z poprzednich postów pisałam o planowanej serii haftowanych zakładek w kształcie mieczy świetlnych. Zebrałam materiały (zdjęcia i rysunki przekrojowe różnych mieczy) i zaczęłam przekształcać je na krzyżyki. Niełatwe to zadanie, ale udało się. Chcę, żeby miecze-zakładki były jak najwierniejsze swym oryginałom, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to trudno osiągnąć. Na razie udało mi się zrobić dwie takie zakładki (plan trzeciej jest gotowy, ale za wyszywanie jeszcze się nie zabrałam).


 Pierwsza zakładka ma wygląd miecza świetlnego Luke'a Skywalkera z ROTJ. Jest nieco skrzywiona, ale to mój błąd w sztuce - wiem, z czego wynika i następnym razem już go nie popełnię. Zastanawiałam się, czy haftować ostrze czy nie - jak widzicie, w wersji pierwszej kawałek ostrza jest. Starałam się oddać jak najwierniej wygląd miecza. Ostatnim etapem było przycięcie zakładki (wszystkie moje zakładki są podklejone sztywną tkaniną).


Druga zakładka ma kształt miecza Dartha Vadera. Tu również zdecydowałam się na dodanie fragmentu ostrza - zakładka nie wydaje się szara i nijaka. Zakładka także jest podklejona i przycięta.


Co myślicie o takich zakładkach? Podobają się Wam? A może macie jakieś sugestie by coś w nich zmienić? A jeśli zakładki Wam się podobają i chcielibyście jakąś konkretną (np. miecz Yody, Mace'a Windu czy Dartha Maula) piszcie śmiało w komentarzach lub na maila. W planach mam na razie miecz Obi-Wana Kenobiego, a później prawdopodobnie Dartha Maula.


środa, 23 stycznia 2013

Notesy z bohaterami "Gwiezdnych wojen"

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego posta, ten wpis będzie dotyczył zastosowania moich gwiezdnowojennych wyszywanek. A wykorzystanie tych motywów będzie bardzo różne. Na razie zaprezentuję Wam jeden z moich ostatnich pomysłów - notesy z bohaterami z "Gwiezdnych Wojen".
Notesy, notesiki, zeszyty i zeszyciki darzę niemal tak wielką miłością jak same "Gwiezdne wojny". Już dziecięciem będąc każde moje wejście do sklepu papierniczego kończyło się kupnem zeszytu, bloku lub chociaż kolejnego ołówka. Teraz też nazbierało mi się niemało niewykorzystanych zeszytów, które kupiłam tylko dlatego, że urzekła mnie okładka. W końcu stwierdziłam, że zeszyty te można wykorzystać w inny sposób - przerobić je na notesy. I w ten sposób mój kolejny smoczy skarb posłużył do tworzenia... innego smoczego skarbu.
Pierwszym zeszytem, który zrobiłam, jest wąski zeszyt z wyszywanką z AT-AT.


Zeszyt ma mniejszą szerokość, niż standard, ponieważ obcięłam marginesy, których fabryczne drukowanie strasznie mnie irytuje. No ale dzięki temu powstał notes podwójnie niepowtarzalny. Kartki są zszyte, sklejone klejem introligatorskim (który, można kupić w niemal każdym sklepie papierniczym) i wzmocnione gazą. Wewnątrz jest również wklejka ze sztywnego papieru. Okładka to po prostu kartka z bloku z kolorowym, grubszym papierem.


To mój pierwszy notes, więc ma pewne niedociągnięcia. No ale na czymś trzeba się uczyć.

Dwa kolejne notesy to właściwie małe notesiątka. Wykonałam je z notesu wydzieranego, takiego bez okładek. Co ciekawe, żaden element notesu nie jest klejony klejem, tylko taśmą obustronnie klejącą, która sprawdza się w takich przypadkach rewelacyjnie.


Kolejne notesy będą jeszcze powstawać, chociaż w planach mam coś większego i stanowiącego prawdziwe wyzwanie. Ale żaden z tych notesików nie powstałby, gdyby nie pomoc mojego narzeczonego, który skonstruował mi prostą i małą prasę introligatorską.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Gwiezdnowojenne wyszywanki

Wśród filmów, które darzę niemal fanatyczną miłością, są "Gwiezdne wojny". To film mojego dzieciństwa i film - a właściwie filmy - które oglądam do dziś i na których punkcie mam prawdziwego fioła. Do mojej kolekcji różnorodnych gadżetów dołączyły niedawno wykonywane przeze mnie wyszywanki. Na razie są to dość proste i bardzo charakterystyczne dla całej serii motywy.
Pierwsze cztery wyszywanki są małe, mają po kilka centymetrów. Na pierwszy ogień poszli: hełm szturmowca, AT-AT, Chewbacca, miecz Dartha Vadera, Yoda i mandaloriański hełm. Postanowiłam wykorzystywać je jako aplikacje do różnych innych projektów (o tym przeczytacie w następnym poście).



Moimi ulubionymi bohaterami są zazwyczaj postacie negatywne, więc nie powinno dziwić Was, że pierwszą bardziej skomplikowaną wyszywanką jest Darth Maul. Jest on bardzo efektowną postacią i nastręcza wiele problemów "projektowych", szczególnie, gdy wyszywanka ma mieć małe rozmiary.
Pierwszy Maul wyszedł dość groźnie, ale wydaje mi się, że "telewizorkowe" oczy psują efekt.


 Oczy są właśnie wielkim problemem. W wersji drugiej zmieniłam kilka szczegółów, starałam się dopracować oczy, ale efekt jest daleki od zamierzonego - Darth Maul wygląda na nieco zdziwionego.



I na razie dałam sobie spokój z Darthem Maulem, bo muszę przemyśleć jak rozwiązać problem jego mimiki twarzy. Małych projektów w internecie brak, więc muszę najpierw go rozrysować i po prostu wyszyć.
Z najbardziej znanym czarnym charakterem z "Gwiezdnywch wojen" również jest problem, ale innego rodzaju - Darth Vader ma czarny hełm i bardzo trudno jest wyhaftować go w małej skali. Nad tym również pracuję :)

Aktualnie wyszywam kolejną serię zakładek - tym razem zakładki do książek w kształcie mieczy świetlnych. Na razie powstały dwie - miecz Dartha Vadera i miecz Luke'a Skywalkera z "Powrotu Jedi". Ale o tym w kolejnych wpisach.

niedziela, 13 stycznia 2013

Czymś trzeba pisać

Dzisiaj chciałabym zaprezentować kilka moich starszych prac, które powstały z miłości do kaligrafii i piór. Być może widzieliście je już gdzieś w internecie.
Zawsze podobały mi się pióra, którymi piszą bohaterowie różnych filmów fantasy (najczęściej) i od dawna marzyłam by takie pióro mieć. Nie chciałam jednak zwykłego gęsiego pióra, które po obcięciu i napisaniu kilku zdań wyrzucę, bo nie lubię rzeczy jednorazowego użytku. Okazja by spróbować zrobić dla siebie efektowną obstalkę pojawiła się, gdy przypadkowo pływając kajakiem znalazłam łabędzie pióra.
Pierwszy problem pojawił się przy farbowaniu piór. Niestety, farby do tkanin są beznadziejne, ponieważ farbują również stosinę, a poza tym nie dają mocnego koloru. Po kilku próbach wpadłam na pomysł by pomalować pióro artystycznym pisakiem z pędzelkową końcówką. Praca żmudna, ale po wyschnięciu efekt rewelacyjny.


Kolejny problem napotkałam robiąc samą obstalkę. Środek pióra usztywniłam patyczkiem, ale gorzej było z samą końcówką. Na szczęście moja natura chomika (lub smoka zbierającego skarby - jak kto woli) przydała się. Wyjęłam kilka elementów ze starego i zepsutego wiecznego pióra, miedziany drucik do robienia biżuterii i po jakimś czasie udało mi się zrobić takie oto pióro:


Pióro sprawdza się wyśmienicie i często go używam do różnych prac.
Jedno pióro do kaligrafii to tyle co nic, więc korzystając z następnej fali "natchnienia" zrobiłam drugie pióro. Zasada tworzenia była podobna, ale tym razem eksperymentowałam z materiałami. I tak, obstalka została zrobiona z rurki trzcinowej i owinięta ozdobną sprężynką (nawet nie wiem, skąd ją mam, ale w chomiczych/smoczych skarbach nie takie rzeczy się znajduje). Oto efekt końcowy (kolor pióra jest w rzeczywistości bardziej ciemnozielony):


Trzecim piórem, jakie powstało, jest pióro, a raczej długopis dla mojej bratanicy (jest leworęczna i pisanie piórem sprawia jej wiele trudności). Tutaj największym problemem było zainstalowanie wymiennego wkładu, o czym przypomniało mi się niemal pod koniec pracy, ale się udało jakoś to rozwiązać. Moja bratanica, miłośniczka serii o Harrym Potterze, a nade wszystko wielbicielka Slytherinu (ciekawe, po kim to ma?) dostała długopis w barwach tego Domu i z maleńkim wężem, symbolem Slytherina, owiniętym wokół stosiny (przyklejanie oczu i języka zajęło mi więcej czasu niż samo zrobienie pióra,a le warto było się pomęczyć).



W kolejce na zrobienie czekają już pióra czerwone i niebieskie, ale na razie nie mam czasu by je zrobić i pomysłu, jak je zrobić. Ale na pewno nie zmarnują się i nie odejdą w zapomnienie w smoczej jamie (czy chomiczej norce - jak kto woli).

sobota, 12 stycznia 2013

Mój kalendarz ścienny

Nie jest tajemnicą, że wiele rzeczy lubię robić sama (wygląd tych rzeczy i ostateczny efekt bywa różny, ale to inna sprawa). Od dwóch lat noszę kalendarz, który powstał z pięknego notesu (w tym roku musiałam wkleić nowe kartki) i postanowiłam także sama zrobić kalendarz na ścianę. Na razie powstała tylko karta styczniowa, ponieważ zrobienie jednej strony A3 jest bardzo czasochłonne.


Każda karta miesiąca będzie w kolorach odpowiadających mniej więcej porze roku, czyli styczeń, luty i grudzień będą niebieskie z zimowymi motywami, a marzec już zielony w z motywami wiosennymi. Karta styczniowa nie jest jeszcze idealna - rysowałam ją nieco "na czuja". Wiem już, gdzie popełniłam błędy i co muszę zmienić w karcie na luty (przede wszystkim w czasie rysowania tuszem muszę dobrze spiąć włosy, bo przypadkowe machnięcie warkoczem spowodowało rozmazanie tuszu, który na siłę maskowałam rysując... drzewo).
Całość może przypominać kalendarz, który wisiał w domu Bilbo Bagginsa w filmie "Hobbit", bo stąd zaczerpnęłam pomysł. Kolejne karty będą bardziej dopracowane i postaram się o lepsze zdjęcie (awaria aparatu cyfrowego wymusiła robienie zdjęć aparatem z komórki, stąd nienajlepsza jakość tego zdjęcia). Wszak trening czyni mistrza ;)

wtorek, 8 stycznia 2013

"Hobbit. Niezwykła podróż" - recenzja filmu.

Pora wreszcie odetchnąć od zdjęć prac rękodzielniczych i coś poczytać zamiast pooglądać. Zamieszczam moją recenzję filmu "Hobbit", która ukazała się również na facebookowym profilu Klubu Miłośników Fantastyki w Żninie (na który zapraszam "fejsbukowiczów").



Na początku chciałabym zaznaczyć, że jestem wielbicielką prozy Tolkiena, więc w czasie czytania tej recenzji proszę brać to pod uwagę. Dziękuję.
   
Na film Hobbit: niezwykła podróż czekałam z niecierpliwością od chwili, gdy po raz pierwszy dowiedziałam się, że jednak powstanie. Chciwie chłonęłam każdą informację z planu i z niecierpliwością oczekiwałam filmowej premiery. Czekałam, czekałam i wreszcie jest! Doczekałam się! I co? I… no właśnie. Euforia? Rozczarowanie? Hejtowanie na Jacksona? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Po wyjściu z kina miałam ochotę udusić Jacksona własnymi rękami za to, że tak rozwlekł świetną i krótką historyjkę o hobbickim włamywaczu. Z lekkiej opowieści o krasnoludach, złocie i smoku powstało monumentalne i poważne preludium do „Władcy Pierścieni”. I chociaż przyznaję, że fragmenty nawiązujące do LOTR zostały wplecione w ciekawy i zgrabny sposób (np. Czarnoksiężnik z Angmaru), to już wybaczyć nie mogę przydługich i nudnych dialogów oraz wielu scen bezsensownej walki (nie wnikam w szczegóły – obejrzyjcie sami).   

Nie myślcie, że film mi się wcale nie podobał. O nie! Jest wiele scen, które zostały świetnie zmontowane i zachowały książkowy klimat (m.in. wspaniała pieśń śpiewana przez krasnoludy). Rewelacyjnie przedstawiono scenę spotkania Bilbo z Gollumem (tu należą się ukłony w stronę A. Serkisa i speców od efektów specjalnych) - chociażby dla tej sceny warto wybrać się do kina raz jeszcze. Znów mamy piękne panoramy Śródziemia/Nowej Zelandii oraz fantastyczną scenografię i kostiumy. Jednak mimo tej dbałości o detale, pięknych widoków i zróżnicowanych postaci, coś zgrzyta. Może dla kogoś, kto po raz pierwszy styka się z wizją Jacksona będzie to film wspaniały, tak jak dla mnie kiedyś była Drużyna Pierścienia? A my, niejako „skażeni” filmowym Władcą… będziemy z rozrzewieniem wspominać chwile przed i po premierze pierwszej części tamtej trylogii. Świat po Władcy Pierścieni już nigdy nie będzie taki sam. Świat po Hobbicie raczej się nie zmieni i to jest chyba największy minus tego filmu.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Haftowane zakładki dla potteromaniaka

Moją wielką miłością są książki. Kocham je bezgranicznie i chętnie przygarniam następne. Z wszystkich moich "uzależnień" bibliofilstwo jest chyba największym.
Jak wiadomo w trakcie czytania książki ważna jest... zakładka. Nie lubię, gdy ktoś zagina strony w książkach (dla mnie to barbarzyństwo), nie używam jako zakładek również biletów komunikacji miejskiej, paragonów czy czegokolwiek innego oprócz zakładek. Od lat używam jednej zakładki, mam też kilka rezerwowych. Postanowiłam spróbować swoich sił w haftowaniu zakładek. Pierwszym motywem zakładkowym zostały barwy Domów z serii o Harrym Potterze.
Na pierwszy ogień poszedł mój ulubiony Slytherin.


Zakładkę wyhaftowałam w całości muliną i srebrną nicią, a całość podszyłam kawałkiem sztywnej tkaniny. Kolejne zakładki zrobiłam podobnie, z tą różnicą, że już nie używałam nici błyszczących, ponieważ strasznie się rwą. W rezultacie powstały cztery prezentowane poniżej zakładki.



Teraz obmyślam kolejne zakładkowe wzory i kolejne sposoby usztywniania tkanin (przyszywanie nie jest dobre, ponieważ zakładka jest zbyt gruba). A więc za jakiś czas pokażę kolejne zakładkowe gadżety.


niedziela, 6 stycznia 2013

Haft krzyżykowy

Od niedawna moją nową pasją stał się haft krzyżykowy. To bardzo prosty haft, którym można stworzyć naprawdę fajne rzeczy.
Uczyłam się go akurat wtedy, gdy z fascynacją oglądałam serial "Doctor Who", a więc nie dziwi fakt, że moja pierwsza praca dotyczy postaci z tego serialu (dodajmy, jednej z ulubionych postaci z serialu).


Kolejny haft był już bardziej skomplikowany, ale również inspiracją był "Doctor Who".


Pierwszy haft w przyszłości będzie elementem poszewki na poduszkę, a drugi wisi na ścianie w antyramie. Od tamtej pory powstało już kilkanaście innych haftów i będę je prezentować w kolejnych postach.


sobota, 5 stycznia 2013

Powitanie

Witam na nowo powstałym blogu. Znajdziecie na nim przede wszystkim zdjęcia moich prac i projektów. Prace są różne - od haftu po introligatorstwo, a z czasem zapewne dojdzie jeszcze sporo innych rzemiosł, bo wciąż szukam czegoś nowego. Na powitanie moja dość stara praca, a raczej ćwiczenie kaligraficzne.